Jazz w Bielsku-Białej posiada bardzo długą tradycję, która błyszczała niczym Koh-i-Noor podczas otwarcia Metrum Jazz Club. Najpierw na scenie pojawił się Andrzej M.Herman i właściciele klubu, Bogna i Marian Kozłowscy. Wspólnie przywitali gości i zapowiedzieli koncert Jana Ptaszyna Wróblewskiego, człowieka słusznie uważanego za absolutną legendę jazzowej łobuzerki. Jan Ptaszyn Wróblewski Quartet wystąpił w zacnym składzie: J.P.W. – saksofon, Marcin Jahr – perkusja, Michał Kapczuk – kontrabas, Wojciech Niedziela – fortepian. Mistrzowsko stopniowane napięcie, szlachetna energia klasycznego brzmienia, timing i rygor przywołujący na myśl złote czasy polskiej szkoły boksu – oto muzyka z krwi i kości. Ptaszyn również jako osoba sprawia wrażenie eleganckiego pięściarza z dawnych lat, poruszającego się po ringu ze spokojem starego kota. Kiedy pod koniec koncertu zagrał ”In a sentimental mood” Ellingtona, publiczność w Metrum została lirycznie znokautowana. Tylko najwięksi kozacy potrafią tak uderzać…
Osobny fragment warto poświęcić jam session, które obfitowało w ciekawe muzyczne dialogi. Marcin Żupański rozmawiał z rodzeństwem Wajdzików (Martą i Markiem) w towarzystwie Łukasza Stworzewicza, Marcin Jahr budował opowieści z Michałem Kapczukiem. W przerwach między występami można było podziwiać wnętrze klubu, które zostało dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – od oświetlenia, przez zdjęcia autorstwa Jakuba Dobka i Basi Adamek, do fabrycznych filarów i ceglanych łuków, podkreślających XIX-wieczny rodowód klubowego budynku. Nie potrzeba już zresztą więcej słów; do Metrum trzeba przybyć i samemu przekonać się, że ”tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują”. Kwiecisty swag nie umiera nigdy.